Fragment: Panna Lefort, która na przedmieściu Saint-Germain prowadziła szkółkę dla małych dzieci, zdecydowała się zaliczyć mnie w poczet swoich uczniów. Miałem tam przebywać od 10 do 12 i od 2 do 4. Z góry już wyrobiłwm sobie okropne pojęcie o tej szkole i kiedy służąca zaciągnęła mnie tam po raz pierwszy, uważałem się za zgubionego.
Toteż zdziwiłem się niepomiernie zobaczywszy w dużej sali pięć czy sześć małych dziewczynek i dwunastu chłopczyków, którzy się śmiali, stroili miny i dawali różne dowody beztroski i wesołości. Posądziłem ich o brak wszelkich uczuć.
Zauważyłem natomiast, że panna Lefort jest bardzo smutna. Jej niebieskie oczy były wilgotne, usta rozchylone.
Jasne włosy zwisały wzdłuż policzków jak gałęzie wierzby płaczącej nad brzegiem wody. Patrzała nie widząc i zdawała się tonąć w marzeniach.
Toteż zdziwiłem się niepomiernie zobaczywszy w dużej sali pięć czy sześć małych dziewczynek i dwunastu chłopczyków, którzy się śmiali, stroili miny i dawali różne dowody beztroski i wesołości. Posądziłem ich o brak wszelkich uczuć.
Zauważyłem natomiast, że panna Lefort jest bardzo smutna. Jej niebieskie oczy były wilgotne, usta rozchylone.
Jasne włosy zwisały wzdłuż policzków jak gałęzie wierzby płaczącej nad brzegiem wody. Patrzała nie widząc i zdawała się tonąć w marzeniach.