Kiedy w 2003 roku Tadeusz Bartoś publikował w „Gazecie Wyborczej” pierwszy tekst o sumieniu, nikt się nie spodziewał tak żywego oddźwięku. Niektórzy duchowni odczuli niepokój, wezwanie, by każdy trzymał się własnego sumienia bardziej niż opinii Kościoła, graniczyło z herezją. Po drugiej stronie znaleźli się ci, dla których ten artykuł okazał się źródłem ulgi w duchowych cierpieniach. Od kilku lat w publikacjach i wywiadach Bartoś prezentuje krytyczny stosunek do wielu zjawisk w Kościele i do nauczania Kościoła, na przykład w odniesieniu do mniejszości seksualnych. Pisze o roli sumienia i przepisów kościelnych w życiu chrześcijanina, a także o kondycji teologii i zadaniach teologa we współczesnym świecie. Zawarte w tym zbiorze teksty są świadectwem moich duchowych poszukiwań. Są one swoistym wołaniem o wiarę w człowieka. On jest obrazem Boga, jest drogą do Boga (zwłaszcza chrześcijanie mogą to powiedzieć, gdy patrzą na Jezusa, Syna Boga). W człowieku odnajdujemy to, co najcenniejsze. (.) Sposób rozumienia sumienia ujawnia wizję człowieka. Jeśli myślimy o nim, że jest z gruntu zły, wtedy boimy się go i broń Boże w niczym mu nie ufamy. Dlatego potrzeba przepisów państwowych i religijnych, by w nim tę „ludzką bestię” okiełznać, powstrzymać jej krwiożercze żądze i tak go od wewnątrzreligijnymi wymogami od dziecka krępować, by nie ważył się nigdy. w lęku przed wiecznym potępieniem - działać na własną rękę. (.) Na przeciwległym brzegu leży wizja człowieka, w którym pokłada się nadzieję. Zakłada ona wiarę w ludzką dobroć, w spontaniczny odruch serca. Dostrzegając dobroć człowieka, odwołując się do niej w procesie wychowawczym, możemy ją rozwijać. Takie widzenie rzeczy leży u podstaw antropologii Tomasza z Akwinu. Ono pozwalało mu oświadczyć, że człowiek ma być wierny zawsze osądowi własnego sumienia, nawet gdyby miało oznaczać to błąd i czynienie zła, nawet odejście od katolickiej wiary. (ze wstępu)