"Wodnikowe Wzgórze" to opowieść o królikach. Zabrałam się za nią z nastawieniem, że jest to bajeczka dla dzieci, ale szybko zmieniłam zdanie na jej temat. To wciągająca historia króliczej społeczności, w której można znaleźć odniesienia do naszego ludzkiego świata. Nie jest to "Folwark zwierzęcy", ale to w końcu książka skierowana do dzieci (z której dorosły czytelnik na pewno wyłowi coś więcej).
Dałam się porwać tej przygodzie i gotowa byłam nawet dodać tę książkę do ulubionych, gdyby nie kilka małych zgrzytów, o których napiszę poniżej. Czasami żałuję, że z wiekiem człowiek nabiera doświadczenia życiowego i przez jego pryzmat patrzy na świat, beztroskie dziecko mogłoby uwielbiać tę książkę, ale stara ja się musiałam przyczepić.
SPOILER
Od samego początku tej historii, od ucieczki naszych dzielnych królików z królikarni, zastanawiałam się, jak oni widzą swoją przyszłą społeczność bez samiczek. Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że punktem kulminacyjnym będzie rozwiązanie właśnie tej sprawy. I tutaj moje feministyczne serduszko się troszeczkę wzburzyło. Króliczki zostały potraktowane jak narzędzia do kopania norek i wydawania na świat potomstwa. Dzielne króliki opracowały cały plan, a bezwolne króliczki dały się wyprowadzić z poprzedniej królikarni i poprowadzić do nowej, bez większego udziału w całej operacji. Gdy patrzy się na tę historię nie jak na opowieść o zwierzętach, ale zacznie się s...