Sonia kocha swoją rodzinę. Naprawdę ją kocha, ale poza chwilami, w których jej nienawidzi. A wydawałoby się, że będąc zmiennym wilkiem i córką Alfy swojej watahy, wychowaną wśród siedmiu wybitnie nadopiekuńczych braci, powinna być już przyzwyczajona do tego, że nikt nie jest jej wystarczająco godny, a ona sama najlepiej, żeby nigdy nie wyprowadziła się z rodzinnego domu. I żeby nikomu nawet nie przeszło przez myśl, aby ją uwieść.
Ale z całą pewnością Sonia nie należała do wilczyc, które budują swoje życie na jakimkolwiek przyzwyczajeniu.
Najszczęśliwszą chwilą jej egzystencji miał być dzień, w którym pozwolono jej zamieszkać prawie samodzielnie, co wywalczyła sobie w prawdziwym pocie czoła, ale nic nie ułożyło się po jej myśli. Nie dość, że jej patologiczni bracia włażą do jej mieszkania kiedy tylko chcą, bo wszyscy dorobili sobie klucze, jej przyjaciółka Kailee chce poślubić najgorszego ze wszystkich facetów na świecie, jej druga przyjaciółka Izzy, będąca przy okazji partnerką jej brata, czarownicą i Królową Wszystkich Sabatów (dokładnie w tej kolejności) - zostaje opętana przez nękającego ich czarnoksiężnika, a w okolicy ginie coraz więcej zmiennych, to jakby tego wszystkiego było jeszcze mało, to Shane Spencer dostał bzika. Na jej punkcie. Najwyraźniej z jakiegoś powodu właśnie teraz, po siedmiu latach od najbardziej traumatycznego wydarzenia w jej życiu, którego on był przyczyną i przez które go znienawidziła, Shane wyczuł w niej swoją towarzyszkę i nie zamierza przyjąć do wiadomości odrzucenia. A potrafi być bardzo, bardzo uparty.
I przekonujący.
Sęk w tym, że kiedy męscy członkowie jej rodziny mówią, że zabiją tego, kto ośmieli się jej dotknąć, mają dokładnie to na myśli. Dosłownie.