Trafiliście na książki, po lekturze których trudno było Wam otrząsnąć się przez wiele dni, tak wielkie i głębokie emocje wzbudziły? Przy których zdawaliście sobie sprawę, że trudno, ba, wręcz niemożliwe będzie ubrać w słowa Wasz zachwyt?
Taką książką okazała się dla mnie ta wielowątkowa opowieść o niespełnionej miłości i prawdziwej przyjaźni przeplatanych bólem, tęsknotą i niewyobrażalną samotnością. Opowieść o ludziach, których walka z góry była skazana na porażkę.
Autorka wprowadza nas w klimat Chicago lat osiemdziesiątych, w którym AIDS zbiera śmiertelne żniwo. Równolegle odwiedzamy współczesny Paryż, gdzie po latach powstaje wystawa fotografii z tamtych tragicznych czasów. Oba wątki łączą osoby głównych bohaterów, Yale'a i Fiony. Bohaterów tak realnych, że wraz z nimi przeżywamy i współodczuwamy, kochamy i cierpimy, żyjemy i umieramy.
Z nie mniejszym zaangażowaniem śledziłam wątki, które uznałam za poboczne, choć niesamowicie ważne, jak choćby fascynująca historia wystawienia dzieł sztuki, czy poszukiwania zaginionej córki. Historie te sprawiają, że powieść jest pełna i nasycona, a wszystkie jej elementy łączą się w cudownie spójne dzieło.
Nie znajdziecie tu krztyny egzaltacji, czy epatowania tragedią i sensacją. W stylu autorki wyczuwa się ciepło i ogromną wrażliwość z wyraźną nutą melancholii. Powieść pochłania bez reszty zostawiając po sobie wyrwę w sercu i olbrzymi smutek.
...