”Tysiąc złamanych serc” Tillie Cole
5/5 💔
„Strata zmieniała.
Ale można było wyzdrowieć. Można było skleić swoje serce złotym lakierem i odzyskać życie, chociaż nigdy nie będzie już takie samo.
Jednak nie oznaczało to, że jest mniej warte. Że mniej piękne. Być może strata bliskich uczyła, by bardziej ich kochać, ponieważ rozumiało się nieuchronność śmierci. Nie brało się dłużej życia za pewnik.”
Wiedziałam na co się pisze, a i tak to sobie zrobiłam..
Rozdrapałam świeże rany po Poppy 😭
Moje serce nie zdążyło się posklejać po śmierci Poppymin, a zostało ponownie zmiażdżone 😭
Cierpiałam chyba nawet bardziej, niż przy czytaniu pierwszego tomu, bo czytać o pożegnaniu z bliskimi, o wszechogarniającym smutku, żałobie.. to całkiem inny wymiar bólu.
Sav.. serce mi pękało, kiedy czułam jej ból, jej stratę.
Ale Cael.. ten chłopak cierpiał jeszcze bardziej, niż mogłam to sobie wyobrazić zaczynając tę książkę.
Savannah stała się jego jasnym punktem w życiu.
Cael stał się jej opoką.
Oboje działali na siebie kojąco, stopniowo uśmierzając wzajemnie swój ból po stracie.
I wiecie.. były w tej historii rzeczy, które tak bardzo łamały mi serce, że nie mogłam spokojnie oddychać. Kiedy Savannah czytała dziennik, który zostawiła jej Poppy.. kiedy wspominała Poppy.. kiedy czułam cierpienie bohaterów, jakbym to ja kogoś straciła.
Ten ból był niemalże namacalny..
„- Niebo wygląda trochę ładniej, skoro wiem już, że ona tam jest - wyznałam i poczułam, że mój mur się rozpada. - Gwiazdy są jaśniejsze, gdy wiem, że ona żyje pomiędzy nimi.” 💔💔💔
Ale były też momenty, kiedy czułam taką samą ulgę, jaką czuli bohaterowie. Kiedy oni czuli się lepiej, to i mi było lżej.
Bardzo też ucieszyło mnie ponowne spotkanie Rune’a 💔
Dobrze było się dowiedzieć, że ma się dobrze, mimo, że jego miłość odeszła.
Ja już sama nie wiem, czy ten moment bardziej złamał mi serce, czy je posklejał 😂
Myślę, że ta historia powstała dla takich ludzi jak ja - którzy nie mogli pogodzić się z zakończeniem pierwszego tomu.
Wydaje mi się, że miałam przejść przez tę żałobę z bohaterami, bo kiedy oni doznali ukojenia, to i mi zrobiło się jakoś lżej.
Tej lektury nie da się przeczytać na jeden raz. Tu trzeba się zatrzymać. Pomyśleć. Chłonąć każde słowo i każdą emocję..
Jeśli ktokolwiek z was, sięgając po tę książkę, liczył na pędzącą fabułę i niesamowite zwroty akcji, to nie.
Nie znajdziecie ich w tej książce.
Tylko, że.. ta historia taka właśnie miała być.
Ta historia miała pokazać nam, jak trudna bywa żałoba, jak długie i bolesne jest cierpienie po stracie bliskiej osoby.
Mieliśmy czuć.
Mieliśmy poczuć ból bohaterów.
Ja poczułam to aż za dobrze 💔
Żałoba jest trudna i chcąc nie chcąc, każdy z nas jej doświadczy. Najpewniej niejednokrotnie.
I wiecie.. myślę, że każdy, kto już raz zaznał straty kogoś bliskiego, odczuje tę książkę dwa razy mocniej.
Nie, ja to wiem..
To nie jest łatwa historia, bo umówmy się, nic co opowiada o próbach radzenia sobie ze śmiercią, nie będzie łatwe. Mimo to uważam, że jest piękna. I wartościowa. I owszem, wylejecie na niej zapewne tysiąc łez, ale na koniec uśmiechniecie się i stwierdzicie, że było warto.
Bo naprawdę warto było poznać tę opowieść 🩷
Jednak.. mimo miłości, jaką otoczyłam Caela i Savannah, to nadal ”Tysiąc pocałunków” będzie najpiękniejszą i najboleśniejszą książką, jaką było mi dane przeczytać. Jednocześnie ta kontynuacja była mi potrzebna, żeby w pełni pogodzić się ze śmiercią Poppy 🩷
I wiem, przeczytałam tę recenzję kilka razy, zanim ją dodałam i widzę, jaka jest chaotyczna, jakie wyszło mi z niej masło maślane.. ale to odzwierciedla stan w jakim jestem, odkąd przeczytałam tę książkę.
Tillie, jednocześnie cię kocham i nienawidzę 😂
„- Od tak dawna czułem się samotny, Brzoskwinko.
Serce mi się krajało, bo ja czułam się podobnie.
- Już nie jesteś sam - oświadczyłam silnym, niezachwianym tonem."
Współpraca reklamowa z @wydawnictwohype