W życiu nie lubię niespodzianek, za to książkach już tak, dlatego jestem pozytywnie zaskoczona, że "Tylko przetrwaj noc" dało mi sporo nieoczekiwanych wrażeń. Pierwsze zaskoczenie - historia podróży Charlie z nieznajomym rozgrywa się w kilka godzin, kolejne, że wydarzenia mają różną ekspresję. Przez większą część opowieść jest niepokojąca, klimatyczna, i hermetyczna. Zimna noc, pusta autostrada, tajemniczy kierowca, który być może jest seryjnym zabójcą i kobieta niekompatybilna ze swoimi emocjami, a właściwie to z poważnymi problemami psychicznymi. Rozchwiana i niestabilna. Klaustrofobiczne miejsce akcji tworzy miejsce do domysłów i przerażających interpretacji. Pytanie na ile są one prawdziwe, i to jest świetne. Pierwsze skrzypce gra Charlie, którą można lubić albo nienawidzić, jej przedziwna osobowość wzbudzała we mnie sympatię, w jej szaleństwie była metoda, chociaż przebić się przez wyobrażenia bohaterki nie było łatwo. Tak naprawdę konwencja tej książki pozwala założyć, że finał będzie nie taki, jak się spodziewamy, to też jest w porządku, tyle że koniec podróży nastąpił w iście hollywoodzkim stylu z nieprawdopodobnymi twistami. Strasznie mnie to raziło, już pominę, że motywacje niektórych postaci były według mnie nieuzasadnione. To odczucie znacznie obniżyło ocenę tej powieści, ale że podobał mi styl pisania autora, sugestywny i lekki, to chętnie przeczytam jego inne książki, tym bardziej że "Tylko przetrwaj noc" należy podobno do tych słabszych pozycji.