"Tylko jedna noc" jest czwartą powieścią Jess Ryder, wydaną na naszym rynku - w moim odczuciu również najsłabszą.
Amber i Ruby to siostry. Pierwsza ma cudownego męża i właśnie została matką, druga to czarna owca w rodzinie. Amber od zawsze była we wszystkim najlepsza - urodzona prymuska, nie chce dopuścić do siebie myśli, że być może cierpi na depresję poporodową, a swoją młodszą siostrę traktuje dość lekceważąco. Jest i ta trzecia, stuknięta stalkerka, która zaczyna przypisywać sobie prawa do maleńkiej Mabel.
Przyporządkowałabym tę historię do powieści psychologicznej z dreszczykiem. Kluczową rolę odgrywają tu relacje społeczne, a motyw małego dziecka, któremu dzieje się jakaś krzywda za każdym razem działa na nas elektryzująco. Macierzyństwo - dla tych którzy je przeżyli, momentami może zdawać się drogą przez mękę, dla tych, którzy pragną go doświadczyć, a w jakiś sposób nie mogą, to ścieżka wiodąca do krainy marzeń i snów. Prawda leży gdzieś pośrodku. Stalking to zjawisko dość niepokojące, zawsze wtedy zastanawiam się, do czego gotów jest posunąć się prześladowca? Po jakimś czasie zmęczyła mnie rozpacz rodziny i bezustanne rozważania, co stało się z dzieckiem, brakowało w tym prawdy. Fabuła wydawała się momentami dość przewidywalna, ale to tylko pozory, bo zdarzyło się kilka zaskakujących zwrotów sytuacyjnych i do końca nie potrafiłam odgadnąć, kto stoi za porwaniem.