Króciutkie opowiadanie w sam raz na posiedzenie przed snem. Conrad ponownie o tęsknocie za straconym czasem, epoką i rozumowaniem. Obcy ludzie nie gotowi na przyjęcie młodszego pokolenia, których rwie do przygody. Monotonia życia skonfrontowana ze stabilnością bez progresu emocjonalnego. Autor, jak w ,,Plantatorze z Malaty'' gorzko rozlicza się ze światem, nie znajomością post-nowoczesnej ery, a raczej postuluje niechęć do młodzieży i ludzi z alternatywnej rzeczywistości. Ucieczka od cywilizacji i społeczeństwa. Nie bez powodu bohaterem opowieści jest marynarz z brodą: zgorzkniały, zniechęcony znajomościami. Samotny w swej wędrówce, z bólem w ośrodku serca. Bohater stracony, którego czas przeminął, jak epoka dinozaurów.