NIE, nie i jeszcze raz nie. Pomimo 4 gwiazdek. I przeczytaniu 1/4 książki.
Dlaczego sprzeniewierzyłam się własnym zasadom nieoceniania książek niedokończonych? W tej książce od razu widać czym ta książka jest i uważam, że mam prawo do ocenienia i wygłoszenia opinii. Co też czynię.
Gwiazdki daję JEDYNIE za ogromną ilość wiadomości i wiedzy, której przeciętni obywatele świata nie mają. Wiedzy na temat nieboszczyków, co się z nimi dzieje po śmierci (nie chodzi tu o zombie), jak ich ciała mogą być przydatne - dla rozwoju nauki, do ćwiczeń dla studentów (również medycyny estetycznej) - pod tym względem książka niewątpliwie może być ciekawa.
Jednak napisana jest w sposób, który mnie odrzuca. Odrzuca i powoduje odruchy wymiotne.
To wcale nie chodzi o odcięte głowy, wątroby i rozkładające się ciała (które, jak podkreśla autorka, kiedyś były czyimiś bliskimi). Nie odpowiada mi jedynie styl autorki.
Muszę teraz uskutecznić tzw. wiwisekcję własnego jestestwa. Otóż, w czasach kiedy planowałam zostać weterynarzem, brałam udział w wielu sekcjach - zwierzęcych (owca, krówka, świnka koń). Formalnie taka sekcja nie rożni się niczym od sekcji człowieka, z wyjątkiem świadomości, że jest to człowiek. Na pierwszym roku chłopcy rzucali się wątrobą, flakami owczymi, owijali sobie jelita wokół szyi - "zabawy studenckie". Zawsze uważałam takie zachowanie NIE NA MIEJSCU. Ani śmieszne, ani żałosne. Po prostu nieodpowiednie. I taka jest ta książka - nieodpowiednia.
Na wspomnianych zajęciach tylko dwie osoby nie mdlały na widok krwi, nie dostawały spazmów, gdy nagle "żabka ożyła", nie biegły szybciutko do WC (przemilczę). Jedną z tych osób byłam ja. Wcale nie dlatego, że jestem taka twarda, mądra czy jakakolwiek inna - po prostu nie reagowałam na zwłoki (podkreślę, że były to zwłoki zwierzęce, nie ludzkie - z ludzkimi nie miałam do czynienia i podejrzewam, że reakcja byłaby jednak inna). Piszę o tym dlatego, że chciałabym wszystkim przekazać, że naprawdę jestem uodporniona na zapachy i widoki sekcyjne.
I nawet dla mnie - ta książka jest obrzydliwa. Po prostu obrzydliwa.
Nie zrozumcie mnie źle. Tematyka nie rusza mnie kompletnie. Ani ciut ciut. Rusza (i przeszkadza) mi tylko nieodpowiedni styl, sposób opisywania i przeskakiwanie jak konik z bezosobowego opisu trupa, do pseudofilozoficznych rozważań.
Słynny humor Mary Roah być może sprawdziłby się w innej tematyce, ja już się nie przekonam, bo zniesmaczyła mnie tak bardzo swoim piórem, że kolejnej książki nie wezmę do ręki pod szubienicą nawet.
Na usprawiedliwienie autorki dodam jednak, że starała się zrobić rzetelny reportaż. Wzięła udział w sekcjach, widziała tzw. farmy trupów. Dla zebrania wiadomości potrzebnych przy reportazu, faktycznie się poświęciła. Tylko że czytelnik (w tym przypadku ja) skupia się raczej na przekazie, niż na wiadomościach. Ów przekaz (niby humorystyczny) przebija się wszędzie, i przez to umyka nam to PO CO reportaż był pisany (przekazanie wiedzy o tym co się dzieje z ciałem po śmierci). Po przeczytaniu 1/4 książki jestem przekonana, że była ona pisana w innym celu.
Autorka, wg mnie, chciała wywołać szok, nie tylko tematyczny, ale "stylowy". Pomiędzy pseudo-humorystycznymi wstawkami, następuje krótka refleksja. "komuś ten człowiek był bliski". Co powoduje u czytelnika (wciąż piszę we własnym imieniu), oderwanie się od trupa, przejście mentalne do zwłok (a jest to jednak różnica), zobaczenie człowieka w rzeczonych zwłokach, żeby pod koniec zostać uderzonym jak obuchem jakimś niewybrednym żartem.
Reportaż jest prowadzony w stylu dawnego National Geographic (być może współczesnego też, ale już nie prenumeruję, więc nie wiem).
"Ziutek poprowadził mnie do pierwszych zwłok "patrz, jak on się nadyma, jak balon" powiedział. Ziutek bada zachowanie gazów u nieboszczyków" - to nie jest cytat. To swobodna interpretacja treści. Nie odpowiada mi ten styl w tym przypadku.
I nie chodzi mi tutaj o bezczeszczenie zwłok. Absolutnie nie.
Uważam, że człowiek po śmierci może się przydać i należy ten fakt wykorzystać ile się da - brutalizując: jemu już to nic nie zmieni. On nie żyje. - tak, nic nie zmieni.
Jednakże zmieni tym, którzy czytają o jego zwłokach jak o najlepszym dowcipie świata.
Prawdopodobnie autorce chodziło też o sprzedawalność tej książki - o podobnej tematyce powstało wiele książek ostatnimi czasy i czymś trzeba się było wybić... Gdyby ten reportaż napisany był w nieco innym (choć nadal lekkim) stylu, prawdopodobnie byłaby to świetna książka.
Nie musicie się ze mną zgadzać, ale ja mam wrażenie, że moi koledzy z pierwszego roku, rzucający się owczymi flakami, byli bardziej dorośli niż autorka tej książki.