Bohaterki książki Marii Ziółkowskiej pt. Światła w cudzych oknach nie marzą o tym, by jak najprędzej zdać maturę i usamodzielnić się, wprost przeciwnie, o przyszłości myślą z lękiem i niechęcią. Powód - mieszkają w Domu Dziecka i po maturze będą musiały się wyprowadzić, a nie mają dokąd pójść. Co za ironia losu! Żeby świadectwo dojrzałości dawało człowiekowi powód do zmartwienia! Tu dyplom, a tu fora ze dwora, na bruk, jazda z pedeemu! - żali się koleżankom Hela.
Powieść przesycona jest tęsknotą i goryczą i pokazuje, jak ciężkie jest życie osób opuszczających Dom Dziecka. Dziewczęta nie mają problemów ze znalezieniem pracy, jednak z marnej pensji trudno opłacić stancję, a przecież trzeba coś zjeść, trzeba kupić płaszcz na zimę. Brakuje im osoby, która zaprosiłaby je na święta, wyjaśniła, że nie od razu Kraków zbudowano, że trzeba ciułać, oszczędzać, odkładać. Jak żyć, gdy nie ma się wsparcia rodziny i nawet najmniejszego kąta na własność? Gdy niemal całą pensję trzeba przeznaczyć na bardzo wysokie komorne? Gdy nie ma się własnego domu, można tylko zaglądać od cudzych okien i tęsknić, tęsknić, tęsknić...