Edie O'Sullivan lubi układać puzzle, ale nie lubi Świąt Bożego Narodzenia. I w tym roku, tradycyjnie, ma zamiar ignorować znienawidzone przez siebie święta, ku rozpaczy jej bliskich. Niestety, jej decyzja jest nieodwołalna, w końcu kobiecie po osiemdziesiątce wolno robić to, co chce, prawda? Kiedy 19 grudnia przyglądała się z odrazą, jak sąsiedzi z naprzeciwka dekorują dom, nie spodziewała się, że za chwilę wszystko w jej życiu wywróci się do góry nogami. Właśnie tego dnia dostarczono bowiem pod jej dom paczkę, w której znajdują się kawałki układanki. Ale to nie byle jaka układanka! To przysłane przez mordercę puzzle, które zapowiadają morderstwa w Wigilię, którym tylko Edie może zapobiec, o ile rozwiąże zagadkę. Wraz ze swoim przyszywanym synem, detektywem Seanem Brand-O'Sullivanem, Edie rozpoczyna grę z mordercą. Czy zdąży na czas ułożyć wszystkie kawałki?
Niby wszystko ładnie, świątecznie (no po za morderstwami, rzecz jasna), ale jednak momentami książka zupełnie odjeżdżała od rzeczywistości.
UWAGA, SPOILER!
Bo jak inaczej wyjaśnić fakt, że Edie ukrywała przed Seanem i resztą policji kolejne paczki z układanką? Może babcia chciała sama rozwiązać zagadkę, ok, ale skoro w pierwszej paczce znalazła fragment układanki, który sugerował, że zagrożone jest życie Seana, to chyba powinna go o tym poinformować? Facet byłby ostrożniejszy, jeżeli wiedziałby o potencjalnym niebezpieczeństwie, prawda? Przez całą książkę wydawało mi się to wręcz absurdalne i psuło przyjemność z czytania.