Mam dla was recenzję książki, która miała być powalająca. Niestety bardzo się zawiodłam.
Audrey jest córką angielskiego lorda. Nie fascynują ją jednak podwieczorki, suknie i cały dziewczęcy świat. Ona woli uciekać do laboratorium stryja, gdzie odbywa praktyki z medycyny sądowej. Dziewczyna dzięki swoim zdolnościom zaczyna poszukiwać seryjnego mordercy. W poszukiwaniach pomaga jej Thomas, drugi asystent jej wujka.
Myślałam, że po przeczytaniu tej książki będę miała wielki mętlik w głowie, będę się zachwycać, ale tak się nie stało. Audrey Rose jest iście denerwującą bohaterką. Co chwilę wspomina, jaka to ona inna, bo lubi kroić trupy, a inne dziewczyny są głupie, bo interesują się modą i urodą. Audrey moim zdaniem ma czasami nierówno pod sufitem jak to się mówi. Kto odpręża się przy krojeniu zwłok? Wszyscy naginają swoje zasady tylko po to, żeby siedemnastolatka mogła rozwiązać zagadkę, choć i tak nie udaje jej się wytypować odpowiedniej osoby.
Jedyną osobą, która przypadła mi do gustu to niejaki Thomas. Intrygowała mnie jego inteligencja, sposób odcinania się od emocji i tok rozumowania. Był bardzo wyrazistą osobą i niekwestionowanie zwracał na siebie uwagę. Nie rozumiem, co widział w Audrey.
Autorka świetnie oddała cały klimat. Czuć było ten mrok wydobywający się z książki. Cała fabuła jest jednak przewidywalna, a co do sprawcy to autorka chyba na siłę umieściła taką, a nie inną osobę. Najwidoczniej zmieniła zdanie, co do sprawcy w ost...