Lubię dramaty, m.in. Szekspira i polskich dramatopisarzy, choć znawcą nie jestem. Najchętniej oglądam je na teatralnych deskach, ale i sztukami w wersji papierowej też nie pogardzę.
"Śnieg". Przeczytałam świetną tragedię, młodopolskiego dramaturga, o którym do tej pory tylko słyszałam. Sztukę nastrojową, choć ciut egzaltowaną, ale nic to dziwnego, skoro powstała przed 100 laty. Za to z treściami aktualnymi do dziś. Z femme fatale, miłością, zdradą, męsko-damskimi gierkami i namiętnościami, które targają duszami kochanków.
A śnieg? Był i śnieg, tylko bardziej symbolicznie.
Ewa: Pan wie również, że taką miłość śnieg przyprószyć może, ale na to, by ją ogrzać, silniejszą i namiętniejszą jeszcze uczynić.
Bronka: Ja byłam śniegiem, takim dobrym białym śniegiem, co tuli biedną ziemię, rozgrzewa ją, czy nie tak, Kaziu?
Króciutka książeczka, 100 stron, 2 godzinki raptem, 6 osób dramatu, szczegółowe didaskalia pomagające wejść w klimat, Przybyszewski oswojony.
Brawo my: „Śnieg", Stanisław Przybyszewski i ja!