Z Beatą Biały zetknęłam się po raz pierwszy czytając jej książkę poświęconą Agnieszce Osieckiej, całkiem niezłą. Dlatego zaciekawiła mnie premiera publikacji o niesamowitej Korze. Postaci charyzmatycznej, tajemniczej, na stałe wpisanej w polską kulturę. Historia będąca gotowym materiałem na scenariusz filmowy, ale żadna ekranizacja nie pobije rzeczywistości, nie w tym przypadku. Biały w swej pracy skupiła się na przeprowadzeniu rozmów z osobami bliskimi Korze na różnych etapach życia, zarówno na stopie prywatnej, jak i zawodowej.
Całość umie wciągnąć, bo dzięki takiej masie wspomnień możemy lepiej zrozumieć teksty wokalistki Maanamu, to, co próbowała nam przekazać. Niektóre informacje wstrząsają, zwłaszcza te dotyczące dzieciństwa artystki. Nie są to sprawy, które dopiero wyszły na światło dzienne, jednak ponowne o nich czytanie ciągle porusza czułe strony.
Równocześnie warto podkreślić, że Kora nie była wyłącznie jej dzieciństwem, choć z pewnością ją ukształtowało. Poznajemy też Olgę-człowieka, posiadającego wiele pasji, zalet, lecz także wad. Kochającego zwierzęta, swoją rodzinę, potrafiącą wściec się do czerwoności. I, finalnie, znowu przeżyć odejście naprawdę intrygującej kobiety, związany z tym ból.
W książce znajdziemy sporo zdjęć, jest po prostu pięknie wydana, co dobrze współgra z treścią. Z jednej recenzji dowiedziałam się, iż ta pozycja „jest pełna przekłamań”. Jakich — nie doprecyzowano. A ja ostatecznie sądzę coś innego. My, ludzie ...