Książka zwraca uwagę swą przepiękną okładką, to niewątpliwie jej duży atut, ale jak wiemy, nie po tym powinno się ją oceniać.
Jak w moich oczach wypadł debiut Caz Frear? O tym poniżej.
Dwudziestosześcioletnia detektyw policji Cat Kinsella zostaje wezwana na miejsce zbrodni. Denatka wygląda dokładnie jak jej zaginiona przed laty znajoma, Maryanne Doyle. Wtedy ktoś bliski sercu Cat, skłamał, że nie znał Maryanne. Czy ma on coś wspólnego z tym morderstwem?
"Słodkie kłamstewka" to thriller z elementami kryminału i powieści obyczajowej. Mamy dwa plany czasowe, a przeszłość głównej bohaterki, Cat wpływa na to, co dzieje się obecnie. Nadmierne rozciągnięcie fabuły w czasie powoduje spadek napięcia. W dalszym ciągu czyta się dobrze, ale już do rasowego thrillera trochę jej brakuje. Za to może spodobać się tym, którzy dopiero zaczynają poznawać ten gatunek. Akcja rozłożona bardzo nierównomiernie początkowo wlecze się by pod koniec nabrać rozpędu.
Jest coś w stylu pisania autorki, co nie do końca mi odpowiada, choć myślę, że to bardzo indywidualne odczucie. Najbardziej zabrakło mi zwykłej, ludzkiej ciekawości - autorka nie umiała sprawić bym chciała zgłębić jej zagadkę. Po prostu było mi wszystko jedno kto zabił tę nieszczęsną Alice, bardziej interesowało mnie to co stało się przed laty z Maryanne, do momentu gdy okazuje się, że obie kobiety miały bardzo wiele wspólnego. Czy polecam? Tak, bo zawsze warto przekonać się samemu 😉