"Sakrament obłudy. Wspomnienia z seminarium" wywołuje wiele emocji. Tego się można było spodziewać, biorąc pod uwagę tytuł. I zdecydowanie spodziewałam się mocno subiektywnego spojrzenia. Czy tak było? O tym za chwilę.
Autor to były duchowny wyrzucony z seminarium tuż przed święceniami. To wiele wyjaśnia, ale też pozwoli poznać prawdę od środka. Tylko człowiek, który tam był, może wiarygodnie opowiedzieć o systemie działania. Jak się "tworzy" nowych księży? Jak są oni przygotowani do współpracy z wiernymi?
Samborski wielokrotnie powtarza, że to właśnie tam idealnie sprawdzą się ludzie, którzy są posłuszni, niezbyt gorliwi w modlitwie, trochę przygłupi. To oni będą tworzyć kościół i właśnie w tej "korporacji" muszą umieć się podporządkować. Jeśli tego nie zrobią to tak jak on, będą musieli się rozstać.
Autor jest zdecydowanie radykalny w swoich poglądach. Po 6 latach seminarium nie widzi w nim żadnych plusów. Zastanawia mnie tylko jedno. Dlaczego tak długo trwał w tym świecie pełnym obłudy, o jakim mówi?
Wspomnienia niedoszłego księdza to jego odczucia i wyliczanie błędów, podkreślanie absurdów świata kościelnego. Mówi się, że ksiądz ma być jak BMW, Bierny, Mierny, ale Wierny. Dlaczego widząc takie sytuacje nie do zaakceptowania, chciał dalej w tym trwać? Trudno mi to zrozumieć.
Trzeba przyznać, że pomimo subiektywnej opinii czyta się lekko i z zaciekawieniem....