Ojciec, mąż i kochanek... Dojrzały z metryki mężczyzna, który nie może ogarnąć tego świata i znaleźć w swoim życiu wartości, pozwalających do pełnego uszczęśliwienia własnego "ja".
Tak pokrótce można przedstawić bohatera książki "Rzeka podziemna"...
Szczerze powiem, że gdybym kilka dni wcześniej nie została pozytywnie zszokowana "Szklanym kloszem" po którym do tej pory nie opadły mi emocje i powraca gęsia skórka, to pewnie inaczej wyglądałaby ta opinia i być może nie byłaby aż do takiego stopnia krytyczna...
Od samego początku właściwie nie potrafiłam wykrzesać współczucia do osoby, o której to wspominałam na wstępie... Wiemy, że cierpiała, była samotna i nieszczęśliwa...ale ja się pytam: Czy aby proszę pana nie na własne życzenie?
Głównym problemem miała być depresja... Niestety ja zauważyłam przede wszystkim starszego, egoistycznego seksoholika, zasłaniającego się właśnie tą chorobą duszy...
Były momenty, że otwierałam oczy ze zdziwienia nie wierząc w to co czytam:
"...Pobawię się w samobójstwo... wywalę na próbę jęzor, podkurczę nogi..."
I poczułam w tym jakąś kpinę...
Ktoś, kto szuka tutaj jakiegoś wewnętrznego wstrząsu, emocji do granic wytrzymałości, wielkiego tragizmu czy szaleństwa... to zdecydowanie polecam coś na wyższym poziomie.
Uparcie będę powracać myślą do arcydzieła Plath...
Dla mnie pan Jastrun wystarczająco się nie popisał i tym samym nie porwał mnie do krainy ludzkich nieprzewidywalności...
...