„Rodzinna gra” Catherine Steadman chodziła już za mną od jakiegoś czasu, więc stwierdziłam, że dam jej w końcu szansę. Czy było warto poświęcać czas na jej przeczytanie? Już spieszę z wyjaśnieniem!
Początek lektury nie był specjalnie udany. Poznałam głównych bohaterów — Harriet Reed — pisarkę, której książka stała się bestsellerem, a ona postanowiła zmienić całe swoje życie i przenieść się z deszczowej Anglii do USA, gdzie mieszka jej ukochany, a zarazem dziedzic fortuny — Edward Holbeck. I chociaż większość książek, które czytam to romanse, cała ta związkowa otoczka zwyczajnie powiewała nudą, przynajmniej do momentu, aż pozostali członkowie rodziny Holbecków zapragnęli poznać narzeczoną swojego krewniaka.
I chociaż wbrew obawom Harriet pierwsze spotkanie z rodziną Edwarda przebiegło całkiem pomyślnie, wręcz nie mogłam doczekać się, aż fabuła wreszcie ruszy z kopyta, a klimat zmieni się na mroczny i tajemniczy, który zdecydowanie bardziej pasowałby do thrillera. I przyznaję, że zanim faktycznie do tego doszło, wynudziłam się jak mops i już nawet chciałam dać sobie spokój z dalszym brnięciem w tę historię. Jednak wtedy nastąpił zwrot, a główna bohaterka stała się posiadaczką kasety z dość ciekawym nagraniem, które z pewnością niejednemu zmroziłoby krew w żyłach. Czy Harriet również należała do grupy tych osób? Po odpowiedź na to pytanie odsyłam was do lektury.
Muszę przyznać, że nie do końca wiem, jak mam ocenić tę książkę. Z jednej strony mi się podobała, szczególnie tytułowe „Rodzinne gry”, a już najbardziej ostatnia rozgrywka, chociaż nie będę ukrywać, że akurat w jej przypadku wszystko potoczyło się zdecydowanie za szybko, zwłaszcza w porównaniu do ślamazarnego początku. Natomiast z drugiej strony mam ogromny problem ze zrozumieniem zachowań niektórych bohaterów, którzy w większości przypadków zachowywali się wręcz irracjonalnie. W szczególności tyczy się to Harriet. Nie jestem nawet w stanie policzyć, ile razy przewracałam oczami, gdy postępowała jak ktoś niespełna rozumu. I myślę, że autorka poszła po linii najmniejszego oporu, w kółko tłumacząc jej zachowanie burzą hormonów.
Chociaż „Rodzinna gra” nie jest thrillerem, który zachwyci wielbicieli gatunku, myślę, że przypadnie do gustu tym, którzy dopiero zaczynają przygodę z tym gatunkiem.