Nie będę ukrywała, że trochę zapomniałam część pierwszą. Niektóre fakty w głowie pozostały, ale nie wszystko. Mogę was tylko zapewnić, że jest to bezpośrednia kontynuacja książki ,,Pamięć zwana imperium". Ona sama jest gruba, bo ma 605 stron i choć druk jest zwyczajnych rozmiarów, to jednak mamy go ciaśniej osadzonego. Została dedykowana wszystkim wygnańcom: przesiedleńcom, uchodźcom, bezpaństwowcom, tym, którzy zostali porzuceni i sami porzucili oraz tym skazanym na pustkowie i tym, którym udało się uwolnić. Po takiej dedykacji zupełnie inaczej się podchodzi do treści. Z pewnością zyskuje ona na uznaniu. Niby czyta się ją dobrze, choć jeśli jest ktoś, kto nie lubi filozofowania, to może mieć trudność z ogarnięciem całego przekazu. Autorka napisał ją tak, byśmy we wstępie mogli wejść w jej myśli i odczucia. Wiele rzeczy chce, abyśmy je sobie wyobrazili i jak najdokładniej je opisuje, nie tylko miejsca, ale i właśnie same uczucia. Jakiekolwiek myśli postaci są zaznaczone innym drukiem. Żeby móc żyć w tej książce, trzeba być wychowanym tak, by samem móc zadbać o swoje bezpieczeństwo. Bohaterzy są wyćwiczeni i czytamy o tym nawet pod jakim kontem. Mamy tu ogrom wrogości, niektórzy lubią rozkazywać, a sami nie do końca trzymają się zasad. To trochę zakłamany świat, ukazany bardziej od tej złej strony. Nie wiem czy taki był przekaz, ale mamy tu opisanych obcych wrogów i brak dogadania się między nimi. Zupełnie jakby chciała przekazać opowieść od strony nie tylko politycznej, ...