Co chciałabym o tej książce powiedzieć, to to, że jest niezwykle inteligentnie napisana. Jej każde zdanie jest tu starannie przemyślane, a inteligencja autora bardzo wysoce postawiona. Niewątpliwie styl jest tutaj wyniosły i bogato odzwierciedlony. Jego przemyślenia są słuszne, aczkolwiek sama nigdy nie zdawałam sobie z nich sprawy. Rozdziały są dosyć długie, a druczek nieco mniejszy. Nic jednak nie wpływa na to, że czyta się ją zachłannie. Każdy nowy rozdział budzi nasz większy podziw. Nie boję się napisać, że moje recenzje nigdy nawet w jednej trzeciej nie dorównywały tak wymyślnym zdaniom.
Dobrze, więc może napiszę o czym jest.
Mamy wzmiankę o stacji kosmicznej, którą rządzi pewien ambasador. Niestety w pewnych okolicznościach umiera. Co za tym idzie, jego rządy przejmuje Mahit. Wszystko wydaje się być zwyczajne, aż nawet mogłabym rzecz, taka cisza przed burzą. Dziwne jest to, że nikt nie chce rozmawiać o śmierci jego poprzednika. Tym bardziej o fakcie, że prawdopodobni on sam jest kolejny na liście...
W wyniku pewnych okoliczności Mahit zaczyna prowadzić własne dochodzenie, gdyż przeczuwa, że coś mu grozi. Wie jednak, że kluczem do jego ocalenia jest śmierć jego poprzednika. A raczej osoba, która się tego dopuściła. Wie, że póki nie rozwiąże tego problemu, straci nie tylko nie życie.
Trzeba podkreślić, że nie jest mu łatwo, gdyż nie zna tutejszych zwyczajów, ani ludzi. Do wszystkich musi mieć ograniczone zaufanie, tym bardziej, że sam ma coś za uszami...