"Puck me up" Ludki Skrzydlewskiej to kolejny tegoroczny romans sportowy z hokejem w tle. Nie jestem jakąś wielką fanką tego konkretnego sportu, ale że jest to jeden z moich ulubionych motywów, nie mogłam przejść obojętnie również obok tej publikacji. Czy zatem losy nieco gburowatego fińskiego niedźwiedzia — Mikko Heikkinen i zawodowej ghostwriterki — Hazel Woods, przypadły mi do gustu? Już spieszę z wyjaśnieniem.
Zacznę od tego, że "Puck me up" wciągnęło mnie już od pierwszych stron i to tak naprawdę za sprawą głównego bohatera, które jest wręcz idealnym mrukiem! Już dawno nie miałam takiej ochoty poznać perspektywy drugiej z postaci pierwszoplanowych jak właśnie w przypadku Mikko. Niemal przez całą książkę zastanawiałam się, co ten facet ma w głowie, dlatego cieszę się, że autorka postanowiła uchylić rąbka tajemnicy i przedstawić jego punkt widzenia, przynajmniej w tych kilku kluczowych scenach, w formie dodatku do książki.
Bardzo podobało mi się również jak Ludka Skrzydlewska podeszła do tematu wagi wykreowanej przez siebie bohaterki. Większość książek, w których główna postać kobieca ma trochę więcej ciała, są po prostu napisane źle. Nie wiem, czy to kwestia tego, że przeważnie tworzą je szczupłe dziewczyny, które nie mają pojęcia, z czym muszą się mierzyć kobiety, niemieszczące się w rozmiar s czy m, ale fakty są takie, że jest naprawdę bardzo mało publikacji, w których ten wątek jest napisany dobrze. I tutaj muszę naprawdę pochwalić autorkę, ponieważ bardzo realistycznie podeszła do tego tematu i świetnie ukazała problem hejtu wobec takich osób. Myślę, że warto sięgnąć po tę książkę, chociażby z uwagi na podejście do tego problemu.
Wprawdzie nie była to moja pierwsza przeczytana książka, która wyszła spod pióra Ludki Skrzydlewskiej, ale z pewnością najlepsza. I właściwie, gdyby nie kilka drobnych elementów, które nie do końca spełniły moje oczekiwania, myślę, że oceniłabym ją jeszcze wyżej. Niestety w mojej ocenie ostatni zwrot akcji został potraktowany trochę po macoszemu. Nie chce mi się wierzyć, że taka sprawa rozeszłaby się w taki sposób, jak został przedstawiony przez autorkę. Miałam trochę wrażenie, jakby zabrakło jej pomysłu, jak zakończyć główną część publikacji tak, aby spokojnie przejść do przesłodkiego i wzruszającego epilogu. Niemniej jednak mimo tego drobnego zgrzytu oceniam książkę bardzo pozytywnie!
Myślę, że "Puck me up" będzie idealną lekturą dla tych, którzy lubią lekkie i realistyczne romanse z motywami fake dating i slow burn! Dlatego, jeżeli jesteście fanami tego typu wątków, koniecznie sięgnijcie po tę publikację!