Kurcze, co to była za książka! Okrutna, ordynarna, bezczelna i jednocześnie strasznie wzruszająca. Aż wstyd przyznać, ale czytałam ją całe cztery dni. Nie dlatego, że mi się nie podobała, a właśnie dlatego, że podobała mi się bardzo, a potem mega mnie zawstydziła. Chwilami była nieco irytująca, bo główny bohater myślał tylko o tym, by zaspokoić własne żądze. Czerpał z tego przyjemności, lecz było to bardziej po to aby odnaleźć jakiś cel. Od samego początku jest bardzo bezpośredni w tym, co mówi i robi. Wulgarnie zwraca się do dziewczyn w momencie, kiedy wyczuwa, że może na tym skorzystać. Zupełnie przez przypadek wiąże się z jedną z nich, choć ostro protestuje sam przed sobą, że nie obdarzy jej niczym. Odniosłam wrażenie, że bardzo potrzebował stabilizacji i kogoś, kto się nim zaopiekuje. No i wydawać by się mogło, że jeśli już kogoś takiego znajdzie, to książka na pewno się na tym skończy. Nic bardziej mylnego. Od tego momentu powieść przekształca się na zupełnie inną i to wtedy nie byłam w stanie myśleć o czymś innym, jak tylko o tym, co się z nim działo. I choć bardzo skrótowo opisywał co aktualnie przeżywa, to jednak okropnie chwytał za serce.
Ta powieść to typowy unikat. Wiem, że tematem przewodnim jest tu jednak kopulacja dwojga ciał, lecz historia, która ją otacza jest bardzo przejmująca. Ja bym jej dała tytuł Pogubiony.
Muszę podkreślić jedną rzecz, która sprawiła, że w pewnym momencie wstydziłam się o niej myśleć. Nie wiem, czy powinnam się zdradzać...