Polska lata dziewięćdziesiąte. Kraj w momencie transformacji, powoli odradzający się. Jednak większość jego mieszkańców szukała zarobku za granicą. To wówczas modne stały się wyjazdy głównie na zachód w celu zarobkowym. W końcu to tam był ten lepszy świat.
Pod wiatrakami to opowieść o grupie Polaków, którzy zdecydowali się wyjechać do Niemiec. Praca w gospodarstwie pod Hamburgiem dawała im nadzieję na lepsze życie w ojczyźnie. Choć każdy z nich przyznaje, że łatwo nie było. Po pierwsze praca ciężka, fizyczna. Po drugie z dala od rodziny i bliskich. Inny kraj, język i zwyczaje. Ale też zmaganie się że stereotypami jakie krążyły o Polakach.
"Bo mu się nie mieści w głowie, żeby komuniści, leniwce, kombinatorzy, pijacy ze wschodu i najczęściej złodzieje z własnej woli, bez polecenia i nie za pieniądze pomogli człowiekowi w potrzebie."
Mimo, że opowieść płynęła nieśpiesznie to była dla mnie bardzo ciekawa. Napisana prostym, a zarazem pięknym językiem. Sama nie znam Polski z tamtych lat, ale odkrywanie wraz z bohaterami bogactwa zachodu, które w naszym kraju pojawiło się lata później było naprawdę bardzo wciągające. Chociaż Polacy nadal wyjeżdżają za pracą to mam wrażenie, że na przestrzeni lat stali się nie tylko tanią siłą roboczą, ale przede wszystkim doświadczonymi fachowcami, o których warto zabiegać.
W książce nie zabraknie losów wykształconych nauczycieli, urzędników czy pracowników służby zdrowia, którzy mimo tak ważnych profesji byli zmuszeni...