"Płody umysłu..." to utwór, w którym czytelnik odnajdzie niemal wszystkie cechy pisarstwa Güntera Grassa, znane Mu z wcześniejszych powieści niemieckiego Autora, takich jak na przykład "Blaszany Bębenek", "Psie lata" czy "Turbot": zamiast jednego zasadniczego tematu, epickiej ciągłości i jednolitej koncepcji zobrazowanej rzeczywistości - barokowe bogactwo epizodów i detali, przeplatanie różnych płaszczyzn czasowych, tworzenie z faktów i zmyśleń mozaikowego świata, w którym, jak powiada sam autor, "jedynie chaos funduje porządek". W porównaniu jednak z poprzednimi utworami Grass osiąga tu niebywałe mistrzostwo w posługiwaniu się swoją techniką pisarską i w doprowadzaniu jej teoretycznych założeń do... absurdu.