,,-Obudziłeś się już, Paddingtonie? - zawołała pani Brown, pukając do drzwi.
-Nie, niezupełnie- odkrzyknął Paddington niewyraźnie, bo właśnie próbował wepchnąć pod szafę słoik z marmoladą.- Chyba skleiły mi się powieki."
Uwielbiam książki o tym niesfornym misiu, bo zawsze przypomina mi moje dzieci. On również ma w pokoju okropny bałagan i kiedy zachodzi nagła potrzeba, wszystko chowa po kątach, byleby tylko nikt z dorosłych tego nie dostrzegł. Przy czym choć nie lubi kłamać, to jednak zdarzają mu się wymówki, które stara się dostosować tak, by zawierały w sobie choć zalążek prawdy.
W tej części nasz misiaczek wyrusza w podróż i choć samo hasło nie ma w sobie żadnych niebezpiecznych rzeczy, to jednak dla Paddingtona oznacza, że musi zabrać tylko najpotrzebniejsze rzeczy. Tylko co zrobić, gdy wszystkie jego rzeczy są dla niego najpotrzebniejsze? Następnie mały problemik na lotnisku, bo jakże by inaczej, no bo to nie jego wina, że droga do hotelu nie jest łatwą sprawą, a nieszczęścia same proszą się o jego uwagę? To nie jego wina, że dali mu tak odpowiedzialne zadanie, a jego po prostu wszystko przerosło.
Same kłopoty i kłopociki, które uczą, że wycieczka niekoniecznie musi być sprawą trudną. Czasem wystarczy bardziej wszystko zaplanować. Książka pokazuje, że nikt nie jest idealny, a i wizyta u wróżki nie musi być od razu wielkim kłopotem. Czasem po prostu trzeba spróbować czegoś innego, by się dowiedzieć, czy wszystko jest stworzone dla nas, czy akurat...