Moje trzy rozczarowania:
1. O tym, że Gruzja jest wspaniałym i czarownym krajem, pełnym kolorów, zapachów, smaków, wina, muzyki i przyjacielskich ludzi - wiedziałam już wcześniej, w książce tego nie znalazłam.
2. O życiu w terrorze stalinowskim wiedziałam niemało, w książce nic nowego dla mnie się nie objawiło. Autorka tylko polizała kilka oczywistych znanych wydarzeń historycznych, a inne zasygnalizowała.
3. Liczyłam na szeroko rozbudowane tło historyczne dotyczące aneksji Gruzji do ZSRR, bo o tym wiem niewiele, ale przeczytałam „Ósme życie” i jest jak było - nadal wiem prawie nic.
Ale właściwie kto powiedział, że książka musi edukować lub poszerzać horyzonty? Można i tak jak w powieści Nino Haratischwili. Całkiem sprytna fabuła, zgrabnie wykreowane postaci, coś, co bardzo lubię - motyw silnej kobiety (a nawet wielu), uruchomiony mechanizm wyciskania czytelnikowi łez. Czyli literatura mocno rozrywkowa, ale nic ponad to.
Całkiem nieźle się czytało o zawiłych losach bohaterów, kolejnych pokoleniach rodziny czekoladowych potentatów. Ale nawet traktując „Ósme życie” tylko jako klasyczną obyczajówkę, trochę uwierała mnie jej rozwlekłość, wszechobecny motyw nieszczęśliwej miłości, która źle się kończyła dla wszystkich par, niewiarygodność i przewidywalność wielu zdarzeń oraz postać Brilki, która nie wiadomo po co i na co została wprowadzona?
I o co chodzi z tą czekoladą? Rozumiem jej magię, ale żeby od razu czekoladowa klątwa? Prawo auto...