O Malazanie słyszałam miliony razy i to były same pochwały. W końcu się skusiłam, chciałam zmierzyć się z legendą. I nie poszło niestety 🙈
Podobał mi się klimat - ponury z ciążącą na barkach beznadzieją. Reszty nie potrafię ocenić, bo najzwyczajniej w świecie nie ogarniam. Multum postaci, sojuszy, wrogich ugrupowań, magów, ras, bogów i wszystkiego, na co autor wpadł, po prostu mnie przerosła. Ja nie potrafię tego ogarnąć. I nie chodzi mi tu nawet o zrozumienie historii, bo to dopiero pierwszy tom i można nie rozumieć. Jedak ja bym chciała chociaż zapamiętać kto z kim przeciw komu.
Po lekturze, jeszcze na gorąco, przeczytałam streszczenie. Czy mi coś dało? Nie 🙈 Wciąż nie ogarniam. Obiecałam sobie, że spróbuję dotrzeć do końca trzeciego tomu, bo starzy wyjadacze Malazańskiej Księgi Poległych mówią, że wtedy można rzeczywiście stwierdzić, czy to coś dla mnie czy nie. Póki co jestem zmęczona tą powieścią.
Obiektywnie pewnie dałabym wysoką ocenę, bo to jest napisane z takim rozmachem, że kopara opada. Subiektywnie jednak zachwytu nie ma, bo „Ogrody księżyca” okazały się dla mnie zbyt rozległe i zbyt ciemne. To jest powieść, do której ja potrzebuję instrukcji 🙈