Ogrody Księżyca, nie są znaną pozycją, przynajmniej nie w Polsce. Może to, dlatego wydawnictwo MAG postanowiło wydać ją po raz kolejny. Tym razem przyciągnęła nawet mnie – osobę, która nie lubi grubych, ciężkich tomów fantastyki. Postanowiłam zrobić jednak wyjątek, ponieważ ta książka wydawała mi się inna i miałam rację. Steven Erikson stworzył świat, w którym magia istnieje, a nieustające wojny ciągle zabierają setki ludzi. Jest to przykład krwawego fantasy, które porywa czytelnika, ale nie od pierwszych stron.
Nie da się powiedzieć, o czym jest dokładnie ta książka, ponieważ znajduje się w niej tyle ważnych wątków i bohaterów, i każdy z nich odgrywa dużą rolę, że nie sposób, choć w małej części opowiedzieć o niej, ale mogę spróbować.
Sytuacja w Imperium Malzańskim nie wygląda dobrze. Wojna trwa już dwanaście lat i nic nie wskazuje na to, że ma się zakończyć. Imperium zajęło już prawie wszystkie Wolne Miasta, oprócz jednego – Darudżystanu, gdzie zaczynają się pierwsze oblężania. Wszystko się psuje, kiedy bogowie postanawiają się zabawić i zetrzeć z powierzchni ziemi wojska.
Akcja dzieje się w Imperium Malzańskim, które nie jest zwykłym krajem. Poznajemy mnóstwo bohaterów, których na początku nie sposób zapamiętać. Do tej książki trzeba podejść z wielkim zaangażowaniem, bo inaczej pogubimy się w tym. Wątków jest masa, postaci również, a to dopiero pierwszy z dziesięciu tomów. Cała historia jest strasznie rozległa i okrutna. Nie brakuje w niej przemocy, okrucieństwa i wielkich emocji.
W ogóle na początku nie spodziewałam się, że w tej książce znajdzie się miejsce dla bogów. Po pierwszych kilkudziesięciu stronach nic na to nie wskazywało. Co więcej, odnosiłam wrażenie, że będzie to tylko krwawe fantasy i nic więcej. Jak się okazuje, tak nie jest. Bogowie uznają ludzi za pionki w swojej grze i mają z tego dobrą zabawę. Są okrutni, jednak, jeśli kogoś polubią, to potrafią to okazać. Wielu śmiertelników ma pewność, że w danej chwili jakiś bóg bawi się ich losem, jednak najtrudniej odgadnąć, który.
Nie możemy również zapominać o tych ludzkich bohaterach, którzy również odgrywają znaczącą rolę. Nie sposób ich wszystkich spamiętać, a co dopiero opisać, jednak jednym z ważniejszych jest niewątpliwe Paran, którego życie po poznaniu przybocznej cesarzowej zmienia się diametralnie. Lubi rządzić i przeszkadza mu to, że wszyscy traktują go jak kogoś, kto nie jest wiele wart. Może nie jest arogancki, ale na pewno ma o sobie wysokie mniemanie, co niestety przeszkadza wielu osobom. Z żeńskich postaci spodobała mi się Żal. – zabójczyni, która wygląda jak niepozorna nastolatka, mimo że może mieć o wiele więcej lat. Jest bezwzględna i opanowana, co pomaga jej w walce.
Nakreśliłam wam, jak mniej więcej wyglądają ci bohaterowie. Nie mogę jednak opisać ich wszystkich, choć jest ich jeszcze wiele i większość z nich bardzo polubiłam. Do moich ulubionych postaci należy niewątpliwie, Sójeczka, który mimo pozorów, martwi się o swoich kompanów i stara się im pomóc. Takim małym żartem są imiona poszczególnych postaci, np. Loczek, Skrzypek, Szybki Ben. Nie pasują one do mrocznego fantasy i są trochę komiczne. Na bo wyobrażacie sobie okrutnego maga lub sapera o takim imieniu? Ja też nie.
To, co spodobała mi się we wszystkich bohaterach to ich prawdziwość oraz zło. Nikt z nich nie jest do końca dobry, nie ma również tylko tych złych. Każdy z nich ma inne cele i każdy potrafi wykorzystać swoje szanse.
Autor wykreował fantastyczne postacie, które są bardzo autentyczne. Każda z nich ma swoją historię do opowiedzenia i Steven Erikson nie zapomina o tym i na każdym kroku przypomina nam, że każdy z jego bohaterów ma znaczenie.
Fabuła, jak już wspomniałam, jest okropnie zagmatwana. Początkowo czytało mi się strasznie topornie. Autor, jak widać, nie ma w zwyczaju pisać lekkiego, wciągającego wstępu, tylko od razu przechodzi do rzeczy i tworzy chaos, którego my – zwykli śmiertelnicy nie potrafimy z początku ogarnąć. Przy tylu wątkach trudno w ogóle myśleć o tym, jak ta książka się skończy. Tak naprawdę nie próbowałam się nad tym zastanawiać. Powiem szczerze, że końcówka była najlepsza i udowodniła mi, że Erikson, to człowiek, który niewątpliwie zna się na rzeczy.
Skoro mówimy już o autorze, to Ogrody Księżyca nie były jego debiutem, jednak to dzięki tej serii zdobył sławę. Przyznaję się, że wcześniej nie słyszałam o tym pisarzu i nigdy nie czytałam żadnej jego książki, jednak mam zamiar to zmienić.
Książka pozostawia po sobie niedosyt. Zakończenie dużo wyjaśniania i jest bardzo emocjonujące, jednak po skończeniu tej powieści pozostaje nam wielki niedosyt i setki pytań, pozostawionych bez odpowiedzi. Autor stworzył to zakończenie tak, że potrafiłabym zabić za to, by dostać już kolejną część w swoje ręce, a to już coś znaczy.
Moim zdaniem Ogrody Księżyca to prawdziwe krwawe fantasy. Ta powieść jest niesamowita, epicka i genialna. Została napisana świetnym językiem, stworzona z pasją. Nie dziwię się już, czemu porównuje się ją do twórczości Georga R.R. Martina. Ta powieść zasługuje na to i mogę nawet stwierdzić, że jest lepsza.
Tę książkę polecam wszystkim fanom prawdziwego fantasy, którym znudziły się już pseudo–fantastyczne powieści. Jeśli ktoś oczekuje od książki czegoś więcej, to pierwsza część Opowieści z Malazańskiej Księgi Poległych jest dla takich osób!