Pozornie jest to po prostu bardzo dobrze napisany kryminał. Może nie aż tak klasyczny, jak książki Agathy Christie, ale klimatem przypominał mi jako żywo powieści Raymonda Chandlera.
Niby wszystko to już kiedyś było: komisarz policji z rozwalonym małżeństwem i problemami ze zdrowiem, seryjny morderca, niesamowicie skomplikowane śledztwo, zarozumiały prokurator, pogmatwane tropy, trudne śledztwo… Ale jest w tej książce także coś więcej.
Długo nie mogłem się zorientować, czym „O krok” różni się od wielu innych powieści kryminalnych. Jest w tej książce spokój, jakiś ład i równowaga i, mimo że to przecież kryminał, lektura tej powieści działa… kojąco.
To, że Mankell jest bardzo dobrym pisarzem (ze dwie klasy wyżej od naszego Krajewskiego na przykład), to jasne, ale…
Myślę, że chodzi o sposób przedstawienia postaci. Bohaterowie są pełnowymiarowi, mają złożoną psychikę i swoje własne, często skomplikowane sprawy życiowe. Poza tym mają uczucia. Różne uczucia. Nie tylko złość i nienawiść, które przecież nie byłyby niczym dziwnym w przypadku policjantów nieradzących sobie początkowo z trudnym zadaniem.
Już w połowie książki czułem się tak, jakbym kilkoro z nich znał. Także „żywi” byli członkowie rodzin ofiar, sąsiedzi, nawet postacie drugoplanowe – kobieta z baru, listonosz.
I jeszcze jedno – mimo, że Mankell opisuje zbrodnię, to jednak jego świat, choć zmęczony i nie tak już bezpieczny jak przed laty, jest dokładnie taki, jak być powinien.
...