Kiedy piszę teatralne sztuki, nie staram się o to, by pokazać na scenie postacie działające w psychologicznie prawdopodobny sposób. Nie chodzi mi wcale o trójwymiarowych ludzi, z ich błędami i słabościami. Chcę polemiki, ostrych kontrastów, mocnych kolorów, czarno-białego malarstwa; czegoś w typie drzeworytu. Jakbym waliła siekierą, by w miejscu pojawienia się moich postaci już nigdy nie wyrosła trawa. Należy przekonująco udowodnić, że kobieta jako podmiot mówiący nie istnieje i tę sytuacje braku zezwolenia na mówienie stematyzować.