Znowu postanowiłam zaznajomić się z nową dla mnie pisarką. To jest pierwsza pozycja pani Cielesz która trafiła w moje ręce i została przeze mnie przeczytana. Niestety nie oczarowała mnie ta książka. Wahałam się nad oceną dobrą i przeciętną ponieważ opis wsi, ludzi i ich wzajemnych relacji bardzo mi się podobał . Wydaje mi się że autorka dość wiernie odtworzyła postacie księdza, sołtysa, sołtysowej, Wąsikowej, Ociepka itd .
Przynajmniej dla mnie są to postacie wiarygodne i nie przejaskrawione. Wiem z własnego doświadczenia że właśnie takich '' reprezentantów '' można spotkać na wielu polskich wsiach. Za to właśnie chciałam dać ocenę dobrą. Bo było i ciekawie i sympatycznie i nawet czasami zabawnie w ten delikatny sposób jaki lubię. Jednak postać pani polonistki, która zresztą jest w tej opowieści również narratorką, to w mojej ocenie kompletna porażka.
Aż w pewnej chwili się przestraszyłam, bo jeśli tacy nauczyciele uczą naszą młodzież, to ja już więcej o nic nie pytam. Pani nauczycielka, młoda, ale przecież dorosła i po studiach, a zachowuje się i rozumuje jak dzieciak. Przepraszam, ale ja czasami miałam wrażenie że ona jest jakaś ułomna na umyśle.
Większą rozwagą i mądrością wykazywała się nastoletnia Sarna, jej podopieczna dzięki której rzeczona polonistka znalazła się w tej wsi i w tej szkole. Nie obyło się oczywiście bez wątku uczuciowego. Tutaj niestety autorka też się nie popisała. Dialogi między zakochanymi, czyli panią polonistką i nauczycie...