Trudno określić tę książkę. to kolejny zbiór "próz małych i całkiem malutkich" jak je określa autor. To co je łączy to podróże i te małe - z okolic kociewskiego domu autora i te duże - na Alaskę czy do Norwegii. Andrzej Grzyb przyzwyczaił już nas do tych niezwykłych poetycko - malarskich zapisków z podróży - ten jednak jest szczególny, starannie wybrany i konstruowany przez autora. Każde a tych opowiadań łączy w sobie fascynację konkretnym miejscem na ziemi, z poetyką tego miejsca. Trochę żałuję, ale to zbiór zmarnowanych tematów, gdyż każdy mógłby być znacznie rozbudowanym opowiadaniem, wspaniałym obrazem, lecz... chyba właśnie w tej formie, w tej kondensacji słów leży jej główny urok.