Śmierć męża była dla Konstancji mocnym ciosem. Pogrążyła się w żałobie, czuła rozpacz, jednak nie mogła sobie na to długo pozwolić. Musiała szybko się otrząsnąć, stanąć na nogi i zająć się tym, czym do tej pory zajmował się jej mąż. Na dodatek cioteczka Dusia ma swój plan, w którym ma zamiar wydać Konstancję za mąż, mając z tego niemałe korzyści. To jeszcze nie koniec kłopotów, z jakimi się będzie musiała zmierzyć. Pewne sprawy sprawiły, że sąsiad Gostkowski pragnie zemsty i może uderzyć w jej najczulszy punkt, czyli synka. Na szczęście może liczyć wiernych służących Pelasię i Hieronima, którzy zawsze staną za nią murem i pomogą wymyślić sposób na „intruzów”. Czy dadzą radę? Czy Konstancja da radę pokonać przeciwności? Czy pogodzi się ze śmiercią męża? Czy da sobie radę bez niego?
Pierwszy tom zdecydowanie mi się podobał i takie same odczucia mam odnośnie do drugiej. Jest jednak małe „ale”, a dokładniej w drugim tomie cofamy się w czasie i dowiadujemy się, co się stało przed zdarzeniami z drugiego tomu. Czy to wada? Moim zdaniem nie, jednak wolałabym dowiadywać się wszystkiego po kolei.
Historia, którą znalazłam w książce, okazała się naprawdę ciekawa, wciągająca i to bardzo. Dla mnie była to pozycja na jeden wieczór. Książkę czytało się szybko, a podczas czytania towarzyszyły mi emocje. Akcja sprawnie poprowadzona, z ciekawymi zwrotami.
Bohaterowie ciekawi, dobrze wykreowani.
Kornelia jest kobietą silną i to bardzo. Musiała szybko się pozbierać po śmierci męża i dała radę. Nie jest taka jak kobiety w tych czasach, czyli delikatna, wymagająca ciągłej opieki.
„Narodziny wilczycy” to książka, która mnie zdecydowanie się podobała i z wielką przyjemnością polecam na jesienne wieczory.
Recenzja pojawiła się również na moim blogu - Mama, żona - KOBIETA