O K-popie wiem niewiele. Chociaż podejrzewam, że jest to raczej niedopowiedzenie roku. O K-popie nie wiem NIC.
Dlatego też z ogromną ciekawością sięgnęłam po "My Summer in Seoul" Rachel Van Dyken. Autorkę kojarzę z jej poprzednich książek o gwiazdach rocka. Dlatego ufam, że doświadczenie pozwoliło jej w pewnym stopniu rzetelnie oddać realia gwiazd muzyki.
Z samą historią mam niestety problem. Z jednej strony byłam zachwycona tym jak szybko pochłaniałam kolejne strony. Podobnie jak wielokrotnie wplecionymi w fabułę odniesieniami kulturowymi. Ten temat z pewnością chcę dalej zagłębiać. Korea i jej zwyczaje, a również sam fenomen idoli i K-popu sprawiają wrażenie czegoś niezrozumiałego, ale jednocześnie fascynującego.
Z drugiej strony jednak, w miarę rozwoju akcji czułam spadek jakości. Nie wiem czy pamiętacie (ja pamiętam, bo jestem już prawie dinozaurem) opowiadania, na platformach typu blogspot, o boysbandach. "My Summer in Seoul" utrzymana jest w podobnym klimacie. Autorka mocno stawiała na to, by oddać "rodzinną" atmosferę członków zespołu, to jak razem mieszkają i trenują, rozumieją się bez słów, jednak po pewnym czasie stawało się to nużące.
Konstrukcja bohaterów to również pięta ahillesowa tej historii. Przykro mi to mówić, ale swoją naiwnością, główna bohaterka, Grace, sięgała wyżyn. I chociaż z początku było mi jej żal, przeżywałam to jak niejednokrotnie niesprawiedliwie, upokarzająco i okrutnie zostawała potraktowana, tak przez jej ...