Neurony w głowie Alice zaczęły obumierać, lecz cały proces odbywał się zbyt cicho, by mogła go usłyszeć. Jej własne ciało nie było w stanie jej ostrzec, że umiera
Alice traci pamięć, a lekarze szukają przyczyny w stresie i zmęczeniu. Jednak nie mają racji. Okazuje się, że ma Alzherimwra. Dla spełnionej kobiety będącej profesorem Harvaeda taka diagnoza to wyrok.
Nagle wszystko w jej życiu się zmienia, a ona musi pogodzić się z tym, że niedługo straci swoją tożsamość, zapomni kim jest, co kocha albo czego nienawidzi, ma zapomnieć nawet bliskich, w tym dzieci..
Takie myśli są bardzo ponure i ciężkie.. Alice próbuje się przed tym bronić tworząc na komputerze dodatkowy dysk pamięci i nazwie motyl.
Nie jest to książka przy której można się zrelaksować i odprężyć, a przynajmniej nie dla mnie. Trudne wątki chorób smucą, przytłaczają i zmuszają do myślenia o czymś, o czym zwykle nie chcemy myśleć. O tym jak wszystko jest kruche i jak łatwo przemija.
Obok choroby, rozważań o ludzkiej egzystencji, mamy heroiczna walkę o zachowanie godności. To trudna książka, skłaniająca do rozmyśleń, nie zawsze lekkich i przyjemnych, ale głębokich i sensownych.