Wielki Czwartek. Mroźna bezwietrzna noc. W Siglufjörður natura zawsze była okrutna i nieokiełzana, ale o tej porze roku było w niej nie tylko coś bardziej mrocznego, ale jakby bardziej głębokiego i dalekiego. Kiedy Ari Thór dotarł do głównej ulicy dreszcz przeszedł mu po plecach.
Na brzegu chodnika młoda kobieta leżała w kałuży własnej krwi; jej ciało było wykręcone w nienaturalnej pozycji, która nie pozostawiała cienia wątpliwości, że musiała skoczyć z dużej wysokości. Nie trzeba było lekarza, by stwierdzić, że nie żyła. Wyglądało na to, że cała krew pochodziła z jej głowy; najprawdopodobniej miała strzaskaną czaszkę. Jej spojrzenie było upiornie nieobecne; oczy miała szeroko otwarte, ale puste, jakby wpatrywały się w nicość.
Ari Thór natychmiast zrozumiał, że ten widok już zawsze będzie go prześladował.
Ari Thór bada okoliczności śmierci dziewiętnastoletniej dziewczyny. Dziwna notatka w jej dzienniku sugeruje, że to mógł nie być wypadek. Zaczyna sypać śnieg i tłumy turystów przybywają na wielkanocny długi weekend do Siglufjörður. Stoki narciarskie majestatycznych gór kuszą swoim pięknem. Nieoczekiwane załamanie pogody zaskakuje wszystkich. Gwałtowne burze śnieżne, mróz i silne wiatry powodują popłoch wśród turystów, odcinają prąd i paraliżują komunikację. W tych ekstremalnych warunkach Ari Thór musi poskładać elementy przerażającej układanki i ujawnić straszliwą prawdę, która zrani wszystkich.