Lubię książki, które zostają w głowie jeszcze chwilę po lekturze, a tak właśnie jest w przypadku “Miary życia” Nikki Erlick. Powieść zaczyna się intrygująco, cały koncept oparty jest na pomyśle, który daje do myślenia i budzi mnóstwo pytań.
Pewnego marcowego dnia wszyscy mieszkańcy ziemi, którzy obchodzili już 22 urodziny, znajdują na progu tajemnicze przesyłki. Każda zawiera w środku sznurek, jego długość okaże się odpowiedzią na pytanie - ile życia zostało jeszcze temu konkretnemu człowiekowi. Odtąd taki prezent czeka każdego dwudziestodwulatka.
Skąd wzięły się pudełka? Kto je umieścił przed drzwiami? Czy to, co zawierają, jest nieuniknione? Każdy musi podjąć decyzję czy chce wiedzieć, ile czasu mu zostało, czy nie? Zawsze przecież można tej przesyłki nie otworzyć.
Znana dotąd rzeczywistość ulega nagle zmianie, świat początkowo pogrąża się w chaosie, społeczeństwo dzieli się na krótko- i długosznurkowców.
Erlick opowiada swoją historię z perspektywy kilku postaci, bazując na ich losach ukazuje nam rodzące się kolejne dylematy, związane z jawnością informacji dotyczącej przewidywanej długości życia.
Niezwykle interesujące są nowe zjawiska i reakcje pojawiające się w związku ze sznurkami w różnych sferach życia. Objawią się one m.in. dyskryminacją na rynku zawodowym, w dostępie do opieki medycznej, także w życiu prywatnym nie pozostaną bez zna...