Wielokrotnie wraz z rodziną lub znajomymi zastanawialiśmy się nad przemijaniem, ulotnością chwil a w końcu nad tym, czy chcielibyśmy znać dokładną lub chociaż przybliżoną datę odejścia z tego świata. Zdania były podzielone, argumentacja przeróżna. Ja nie umiałam jednoznacznie określić się po żadnej ze stron, ponieważ nie wiem, czy potrafiłabym w pełni cieszyć się życiem, wiedząc z góry, że konkretnego dnia, miesiąca lub roku ono się zakończy.
Dlatego tym bardziej byłam ciekawa, jakie decyzje podejmą bohaterowie książki Nikki Erlick.
Marzec. Poranek jak każdy. Niby. Na całym świecie ludzie jeszcze albo smacznie spali, albo rozkosznie przeciągali się w łóżkach lub przygotowywali się już do wyjścia. I wtedy okazało się, że na wycieraczkach na każdego mieszkańca domu, który ukończył 22 rok życia, czeka niepozorna drewniana skrzynka. Widniał na nich napis: „W środku jest miara twojego życia”, a wewnątrz znajdował się sznurek. Tylko i aż albowiem długość odpowiadała długości życia jego posiadacza. Skrzyneczki wzbudziły strach, przerażenie, ale i zaintrygowały. Każdemu, kto odważyłby się je otworzyć, mogły przynieść masę cierpienia albo ogromną satysfakcję i spokój ducha.
Czy podczas lektury uzyskamy wyjaśnienie, skąd wzięły się pudełka ze sznurkami i dlaczego właśnie w takim, a nie w innym momencie?
Jakie decyzje podejmie każdy z bohaterów?
To właśnie ludzie i ich wybory są w tej historii najważniejsi.
Dawno już nie czytałam lektury, która aż tak by mnie poruszyła. Nikki Erlick stworzyła fascynującą powieść obyczajową, która pobudza wyobraźnię, zmusza do zatrzymania się w pędzie codzienności i zajrzenia pod powierzchnię swojego życia. Wyostrza zmysły na to, co może być ważne, a czego nie zauważamy, wykonując codzienne obowiązki. Uczula, by dokładnie przemyśleć swoje decyzje, bo skutki nie zawsze mogą nas zadowolić. W końcu uświadamia, że bez względu na to, w jakim jesteśmy okresie, czy na fali, czy w dołku trzeba żyć pełnią życia i doceniać każdą chwilę. W końcu, w przeciwieństwie do niektórych bohaterów, nie wiemy, ile mamy na wszystko czasu…
Miara życia to powieść idealnie wpasowująca się w obecne czasy. Mądra, ale nie moralizatorska. Ciepła, ale bez lukru, bezy i cukru pudru. Zmuszająca do zwolnienia biegu i spojrzenia z dystansem na świat, zajrzenia w głąb siebie i refleksji, ale bez dołowania. Można się przy niej pochylić nad kondycją zawiłych relacji międzyludzkich, różnych charakterów i wachlarza emocji. Wielowątkowa powieść przestrzega przed krótkowzrocznością, egoistycznym myśleniem, przed budowaniem niepotrzebnych murów i podziałów. Uzmysławia liczne aspekty ludzkiej natury i niestety nie tylko z tej dobrej strony.
Lektura skłania do wielopoziomowych i wielogodzinnych rozważań.
Dostajemy skrzyneczkę: otwieramy czy nie?
Jeśli otwieramy: sznurek jest szczęśliwie długi lub tragicznie krótki.
Co wtedy?
Jakby wyglądałyby nasze dalsze wybory?
Jak wykorzystalibyśmy zdobytą wiedzę?
Jak zmieniłby się sposób myślenia, postrzegania świata, swoich życiowych celów, priorytetów, stosunek do bliskich i w końcu do samego siebie…
Sens życia… czym właściwie jest?
Z pewnością dla każdego oznacza coś innego, osobistego, intymnego.
Tym którzy już go odnaleźli, ale jeszcze nie docenili, życzę, by zauważyli i właściwie wykorzystali a tym, którzy jeszcze go nie wykryli, życzę, by nie musieli szukać zbyt długo…