Greckie (i nie tylko) mity zawsze mnie fascynowały. I chociaż moja wiedza na ich temat nie jest może zbyt obszerna, to już od szkoły podstawowej z chęcią poznaje kolejnych bohaterów tego boskiego, mitycznego świata. Dlatego też nie mogłam przejść obojętnie obok historii, w której ożywa mit o Medei, a akcja rozgrywa się na poczatku XX wieku, czyli w czasach, które, delikatnie mówiąc, nie były dla nas, jako kraju, łatwe. W szczególności nie były łatwe dla Mady, ale o tym dlaczego tak było, musicie przekonać się sami.
Dawno nie przeżyłam tak wielu emocji podczas czytania. Od samego początku poczułam niezwykłą więź z główną bohaterką, przez co jeszcze mocniej przeżywałam każdą jej walkę. Walkę o przetrwanie, walkę o godność, walkę o miłość, walkę o rodzinę, wreszcie walkę o samą siebie. Autorka zafundowała nam tutaj prawdziwą emocjonalną bombę. Zwroty akcji przyprawiały o szybsze bicie serca. I chociaż wydawało mi się, że wiem, w którym kierunku potoczy się akcja, to z każdym kolejnym rozdziałem coraz bardziej utwierdzałam się w przekonaniu, że i tak nie uda mi się przewidzieć przyszłych zdarzeń, więc po prostu dałam się ponieść słowom autorki i kompletnie zatraciłam się w tej bolesnej, pełnej niesprawiedliwości, okrucieństwa, zawiedzionych nadziei, ale też niezwykłej siły i determinacji opowieści.
"Medea z Wyspy Wisielców" stała się jedną z moich książkowych perełek, która odcisnęła trwały ślad w moim sercu. To, co czułam podczas czytania trudno opisać słowami. To trzeba przeżyć samemu. To, w jaki sposób autorka połączyła greckie mity, przedwojenny klimat i losy prostej służącej zasługuje na wielki szacunek i uznanie.To książka wyjątkowa i piękna, zarówno z zewnątrz, jak i w środku. Krótko mówiąc, jestem totalnie oczarowana, a Was zachęcam do poznania niezwykłej w swojej inteligencji i odwadze Medei Steinbart. Nie zawiedziecie się.
Współpraca z Wydawnictwem Zwierciadło