Samej trudno mi w to uwierzyć, ale od jakiegoś czasu mam już chyba przesyt true crime'u. Wynika to pewnie z tego, że praktycznie bez przerwy słucham podcastów o tej tematyce i dokładanie sobie jej w postaci książek już mnie raczej nie kręci. Zresztą znam już tyle spraw, że coraz rzadziej udaje mi się trafić na taką, o której wcześniej nie słyszałam. Na szczęście czasami jeszcze się to zdarza.
"Mąż, ojciec, dusiciel" to kolejna część kontrowersyjnej serii true crime autorstwa Ryana Greena. Ja mimo fabularyzacji nie zrezygnowałam z lektury jego książek, właśnie dlatego, że większość historii, które opracował, nie jest tak powszechnie znana i omawiana, a dzięki temu wzbudzają one moją ciekawość. Przywykłam do jego stylu, a podczas czytania o tym zbrodniarzu odniosłam wrażenie, że Green postawił w końcu głównie na fakty, a nie własną wyobraźnię.
Herb Baumeister to postać wyjątkowo niejednoznaczna. Myślę, że gdyby urodził się w obecnych czasach, prawdopodobnie szybko zdiagnozowano by jego zaburzenia i podjęto pracę nad nimi, a z pewnością by nie zostały aż tak zbagatelizowane. Ilość sygnałów, które wysyłał swojemu otoczeniu była po prostu nie do przeoczenia, nie trzeba być wykształconym psychiatrą, by dostrzegać niezwykle charakterystyczne mechanizmy rządzące jego zachowaniem. Być może wszystko potoczyłoby się inaczej, gdyby nie wpływowy ojciec, bo choć na prawdziwą pomoc w poprzednim stuleciu Herb nie miał co liczyć, to możliwe, że kara za jego niewinne p...