Moją siostrę Marię widziałam ostatni raz w Juracie, w drugiej połowie sierpnia. W przeddzień pokłóciłyśmy się. Aby ją przeprosić, darowałam jej nowe cieniutkie pończochy. Powiedziała: "Siedzicie tu tak spokojnie, śmiejecie się z byle czego. Nie widzicie strasznej wojennej chmury, która nadciąga..." Była nasrożona i zalękniona jak ptak przed burza. Poleciała schronić się do Warszawy, gdzie przebywał jej mąż Stefan Jasnorzewski. Nie odprowadziłam jej na stację, bo wolałam iść na plażę. Potem zaczęła się druga wojna światowa "o wiele mniej europejska od poprzedniej" - jak orzekła pewna krakowska paniusia.