W końcu i do mnie trafiła ta "Najgłośniejsza amerykańska powieść roku" i co? I wielkie rozczarowanie. Myślałam już, że nie dam rady przez nią przebrnąć, ale ciągle miałam nadzieję, że w końcu zacznie się coś naprawdę dziać, ale nie. Powtarzalność zachowań Jude'a i jego "przyjaciół" nudzi do bólu. Chciałam też zobaczyć, czy w końcu znajdę w niej coś, co pozwoli mi się zachwycić tą pozycją, tak, jak innym czytelniczkom. Zaczęłam ją czytać w połowie grudnia, dopiero teraz udało mi się ją skończyć, przeplatając innymi lekturami, niestety do zachwytów nie znalazłam, ani jednej linijki. 816 stron nudy, nudy i jeszcze raz nudy.
Nie chce mi się powielać wszystkich opinii innych czytelników, z którymi się absolutnie zgadzam, ale jeden fragment muszę przytoczyć. W jednej z opinii na LC czytelniczka [Oteczka] napisała:
"Tak, są dramaty - jest ich tyle, że samo czytanie przeradza się w dramatyczną walkę ze sobą o to, by przeczytać, choć jeszcze jedną stronę. Całość zbudowana na szokowaniu, kontrowersji, drastycznych scenach - aż się chciało powiedzieć - dobijcie proszę głównego bohatera, bo wszyscy męczymy się razem z nim.
Może to zbyt "mocna" opinia - ale nie znalazłam w tej powieści żadnej wartości, ani literackiej, ani fabularnej. Nawet próba pokazania psychologicznego wpływu traumy na życie człowieka jest boleśnie nieprzekonująca, bo brakuje jej głębi. Zbyt wiele tu patosu, egzaltacji, soczystych opisów, które miałyby szokować, a jedynie irytują."
...