Im dalej od Ganfardine, tym więcej armatnich pocisków włoskich mknęło ponad głowami chłopców Rodakowskiego, świadcząc o italskiej odpowiedzi na ostrzał z baterii Kindermanna. Żołnierze pochowali fajki, ktoś próbował żartować: „Ładne ptaszki tu fruwają!” Pułkownik spojrzał po ludziach, uśmiechnął się. Jechali na zabiedzonych chabetach, ale pierwszy przestrach minął. Uniósł wysoko konfederatkę z bogatym pękiem piór o mlecznej barwie. W uszach podporucznika Adolfa Kornbergera zadźwięczały słowa dowódcy: „Za mną dzieci! A gdy stracicie z oczu sztandar, szukajcie białego pióropusza!” Pułk przyspieszył. Po chwili sygnaliści dali znak rozpoczęcia ataku. Konie przeszły w galop. Otwarte szeroko oczy, zaciśnięte usta, mocny zacisk na drzewcu lancy i szabla zwisająca na temblaku u nasady dłoni – taki był obraz pędzących jeźdźców. Przed ułanami uciekała czereda włoskich szwoleżerów, na boki czmychali wysunięci naprzód italscy saperzy...