Jest wiele objawień nieuznanych przez Kościół katolicki, i wiele z nich budzi kontrowersje. Co sądzić o Matce Bożej, ukazującej się na drzewie lub brudnej szybie? Jedno z takich objawień opisał Łukasz Orbitowski w powieści Kult. W latach osiemdziesiątych, pewien rencista wybrał się z tasiemkami na ogródki działkowe, by podwiązać pomidory. Utrzymywał, że koło altanki ukazała mu się Matka Boska, a wizje powtarzały się wiele razy. I nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, gdyby do niewielkiej Oławy nie zaczęły przybywać tłumy żądnych cudów i uleczenia pielgrzymów. Gromadzili się wokół „cudotwórcy” i nie przeszkodziły gromy rzucane przez kościelnych hierarchów i szykany władzy ludowej. Sprawa nabrała tak wielkiego rozgłosu, że nawiązał do niej w telewizyjnym przemówieniu generał Jaruzelski, mówiąc, że „każdy ma taki cud, na jaki zasługuje”.
Powieść napisana jest formie wywiadu, którego autorowi udziela Zbigniew Hausner, brat Heńka – uzdrowiciela i wizjonera. Opowiada on, krok po kroku, całą historię, wplatając swoje spostrzeżenia i losy rodziny. Pokazuje czytelnikowi blaski i cienie życia w PRL-u, a później czas przemian po roku 89. i życie w nowej Polsce. Kult nie jest kroniką oławskich objawień. Raczej pasjonującą opowieścią człowieka, który był w samym centrum czegoś, czego do końca nie mógł zrozumieć i próbował pogodzić te niesamowitości z trudem i problemami codzienności. Bo jak to tak, że brat, którego wcześniej musiał bronić i miał za bezbronnego, nagle z ofiary stał się bohaterem dla tysięcy, przybywających do Oławy jeremiaszy, jak Orbitowski nazywa gromadzących się wokół Heńka?
Kult jest też doskonałym obrazem tego, co dzieje się gdy usilnie szukamy cudów, a wiara staje się dewocją i festiwalem uzdrowień i religijnych uniesień. Gdzie leży granica, za którą religia staje się parodią samej siebie? To bardzo indywidualna sprawa, więc na to pytanie każdy musi odpowiedzieć sobie sam.
Kult to nie tylko zbeletryzowana, zmieniona historia oławskich objawień, ale też opowieść o nas samych. Ludzkich słabościach, targających nami namiętnościach i prozie codziennego życia. Życia, dla którego los pisze najdziwniejsze scenariusze. Na koniec muszę dopowiedzieć, że autor w żaden sposób nie ocenia tego, co działo się na oławskich ogródkach działkowych (a działo się, gdyż jeremiasze wprowadzili takie zamieszanie w życiu lokalnej społeczności, że interweniowała sama góra, i nie mam tu na myśli niebios). Opowiada pasjonującą historię, swoim gawędziarskim stylem. Łukasz Orbitowski poprzez tę historię, pokazuje nam zwykłe życie w niezwykłych okolicznościach. Cuda nie zdarzają się każdemu i ot tak sobie, wielu musi o nie zawalczyć.