"Si fueris Romae, Romano vivito more"
W małej miejscowości Midwich dochodzi do dziwnego wydarzenia - najpierw mieszkańcy zapadają w pewien rodzaj śpiączki, a po pewnym czasie okazuje się, że wszystkie kobiety w wieku rozrodczym spodziewają się dziecka. Oczywiście w pierwszej kolejności wywołuje to skandal obyczajowy, kryzysy małżeńskie, ewentualnie dramaty niezamężnych panien. Gdy jednak społeczność trochę ochłonie, padają pierwsze pytania. Co, jak, dlaczego i co dalej? Odpowiedzi na nie nikt udzielić im nie potrafił, więc mieszkańcy pogodzili się z sytuacją, oczekując z nadzieją na wysyp słodkich bobasków. No i się doczekali, chociaż bobaski nie do końca wyszły tak słodkie, jak oczekiwano. Urodziły się bowiem trochę upiorne blond niemowlęta ze złotymi oczami, wszystkie do siebie podobne. Chyba się już domyślacie, że ta klęska urodzaju nie będzie najlepszą rzeczą, jaka mogła się przydarzyć mieszkańcom Midwich...
Temat dzieciaków w horrorach pewnie ma swoich zwolenników, ja chyba jednak nie należę do zbyt zagorzałych wyznawców opętanych, dziwnych czy złowrogich nieletnich przedstawicieli naszego gatunku. No może poza "Omenem" i "Egzorcystą" :) Mimo to spodobał mi się zarówno pomysł na tę książkę, jak i jego wykonanie. Wyndham bez epatowania przemocą zbudował całą fabułę, pokazał narastający problem radzenia sobie społeczności miasteczka z dziećmi, które nie chciały podporządkować się jakimkolwiek regułom, co w końcu doprowadziło do impasu. Książka nie straszy wcale, ale porusza ciekawy temat istnienia bytów o poziomie ewolucyjnym wyższym niż człowiek. Wydaje się nam, że jesteśmy panami świata, a co jeżeli wcale tak nie jest?
Będąc w Rzymie, czyń jak Rzymianie. Do jakich czynów będą zmuszeni mieszkańcy małego miasteczka Midwich? Przekonajcie się sami!