Senną osadę Midwich wielka historia omija szerokim łukiem, poza epidemiami chorób, drobnymi konfliktami czy niezbyt tajemniczymi zbrodniami, przez wieki nie dzieje się tam nic ciekawego. I pewnie byłoby tak po dziś dzień, gdyby w nocy z 26 na 27 września nie wydarzyło się nic szczególnego. W historii tej niewielkiej miejscowości data ta okazała się przełomowa. Zapisana w kalendarzach czerwonymi, ociekającymi literami, niczym tytuły
Jak niewytłumaczalnie Midwich zapada w „sen” tak szybko się z niego budzi. Ani rząd ani naukowcy nie są w stanie wyjaśnić, co przydarzyło się mieszkańcom i jakie skutki może mieć Koma, choć trzymają prasę z dala od tajemniczych zajść, jednocześnie wydają się niezbyt zainteresowani znalezieniem rozwiązania. Nikt nie podejrzewa nawet, że już wkrótce przyjdzie im się zmierzyć ze skutkami swojej niefrasobliwości, konsekwencję jednak, jak zwykle poniosą niewinni…
Gdy po dziewięciu miesiącach w miasteczku zaczynają rodzić się złotookie dzieci, których poczęcia nikt sobie nie przypomina, szybko zaczynają być nazywane kukułczymi jajami i nie sposób nie zgodzić się z tym terminem.
„Kukułka nie wysiaduje swoich jaj i podrzuca je innym ptakom. Zjawisko to nazywamy pasożytnictwem lęgowym. Trud wychowu własnego potomstwa przerzuca na osobniki innego gatunku. Robi to z premedytacją i w sposób bardzo podstępny.”
W Midwich w zasadzie nikt nie ma wyboru, dosłownie… wyjątko...