Zchód słońca malował fioletem wielką Piramidę, podczas gdy Cesarz wzniecał kłęby pary, odlewając się przy kontenerze na śmieci w zaułku poniżej. Nisko snująca się mgła nasuwała się od strony zatoki, owijając się wokół kolumn i betonowych przypór, by omieść wieże, w których obracano pieniędzmi Zachodu. Dzielnica finansowa. Godzinę temu płynęły tędy rzeki mężczyzn w szarych garniturach i kobiet w butach na wysokich obcasach. Teraz ulice, zbudowane na zatopionych statkach i śmieciach z czasów gorączki złota, były opuszczone i ciche, jeśli nie liczyć syreny okrętowej, której dźwięk niósł się po zatoce niczym ryk samotnej krowy. Cesarz potrząsnął swoim berłem, by strącić ostatnie krople, zadrżał, po czym zapiął suwak i odwrócił się do królewskich psów, czekających u jego stóp. – Syrena brzmi wyjątkowo smutno tego ranka, nie sądzicie? Mniejszy z psów, boston terier, pochylił głowę i oblizał wargi. Fragment