Teoretycznie to książka o zakończeniu kariery najemnika i kolejnej hordzie nawiedzającej świat. Ale nie do końca. Jasne, jest to podpora fabuły, ale przy okazji każda postać ma swój wkład - Róża kompleks ojca, Bezchmurny zakochany na zabój, Brune poszukiwanie siebie, Cora też, no i Pam, również szukająca swojego miejsca na świecie.
No to dlaczego taka różnica w ocenie, w odniesieniu do tomu pierwszego? No bo...
Bo jest to książka nierówna. Początek wciągnie i trymie i powoli palce odgina, by pod koniec puścić. To, co autor upchnął w ostatnich 7 rozdziałach, równie dobrze mógł rozwlec w poprzednich kartkach, a nie wymyślać na siłę jakieś ucieczki i ataki, które poza bitką, do historii nic nie wnoszą.
Bo czasem nie muszę czytać dalej, żeby odgadnąć, co się dalej stanie. Bohater mówi coś, i jest to taka samospełniająca się przepowiednia.
Bo jest dużo wątków towarzysko-prywatnych i mam wrażenie, że książka skręca z fantastyki w ramiona romansu. Fajnie jest dać kilka przykładów miłości, ale litości... Trochę tego za dużo, a właściwie, trochę za długo się za nimi te trupy ciągną. Kilka razy ci przypomnę, co mi się stało w dzieciństwie, jakbyś za pierwszym razem nie załapał.
I jeszcze taki mały przytyk - czy tylko mi się wydaje, czy faktycznie jest tak, że niektóre rzeczy są tu tylko po to, by 'każdy miał swoją reprezentację', bo musi być po nowoczesnemu?
Także nooo, jest słabsza od jedynki. Ale w gruncie rzeczy to dobra książką. Jest bitw...