Nie potrafię nie przeczytać książki do końca. Po prostu, gdy już zacznę, odczuwam wewnętrzny przymus, by poznać całą historię. Pewnym postępem jest to, że teraz nie zmuszam się do tego jednym ciągiem, nauczona doświadczeniem, po tym jak kiedyś przez miesiąc męczyłam jeden tytuł. Efekt jest taki, że ten, o którym teraz piszę, towarzyszył mi przez pół roku. Z niewielką intensywnością, ale jednak.
"Króliczek" to powieść ponoć zachwalana na anglojęzycznym rynku literackim. Zainteresowała mnie otoczka wokół niej, uwagę przyciągała też intensywnie różowa okładka. Nie mam wątpliwości, że Mona Awad stworzyła coś nieszablonowego i wyjątkowego. Nie jestem tylko pewna co konkretnie.
Nie będę ukrywać, że ja tej książki po prostu nie zrozumiałam. Dla porównania historie Catriony Ward są dla mnie momentami zbyt dziwne, ale wiem przez cały czas, o czym czytam. Tutaj mi tego brakowało. Gdy akcja nabierała dla mnie sensu, po chwili działo się coś, co go całkowicie nie miało. Nie jestem nawet pewna, czy ta historia ma jakąś spójną fabułę, bo dla mnie niektóre fragmenty wzajemnie się wykluczają.
W mojej teorii główną bohaterką tej książki jest Samantha, która uczęszcza na zajęcia w prestiżowej i nowatorskiej grupie, by szlifować swoje pisarskie umiejętności. Choć jest narratorką, to po lekturze wciąż trudno mi ją jakoś scharakteryzować. Jak to w powieściach z edukacją w tle często bywa, jest ona outsiderką, ale pewnego dnia dostaje szansę na społeczny awans, d...